Świetne położenie
Z Grzegorzem Janiakiem, dyrektorem Przedsiębiorstwa Przewozu Towarów PKS w Żernikach Wrocławskich pod Wrocławiem rozmawia Jacek Dobkowski.
Jacek Dobkowski: – W nazwie jest „PKS” czyli skrót kojarzący się ze starymi czasami.
Grzegorz Janiak: – Szyld został, natomiast obecnie jest to spółka z o.o. Większość udziałów posiadamy z ojcem Zbigniewem, zarządzamy wspólnie. On zajmuje się finansami, ja pozostałymi sprawami, czyli transportem, serwisem pojazdów ciężarowych, okręgową stacją kontroli pojazdów. Oczywiście kiedyś było to przedsiębiorstwo państwowe, kilkanaście lat temu przekształciło się w spółkę pracowniczą. Nie zmienialiśmy nazwy PKS, uważam, że to jest marka, rozpoznawalną w całej Europie, kojarząca się z solidnością. We Wrocławiu oddaliśmy jedną bazą, na Kościuszki i przenieśliśmy się w całości na ulicę Piękną. Teraz, od 4 maja działamy w Żernikach Wrocławskich, w gminie Siechnice.
JD: – Bardzo dobre wrażenie sprawia siedziba w Żernikach. Poza miastem lepiej?
GJ: – Wrażenie, wiadomo, wszystko jest nowe. W mieście nie było większej przyszłości, Wrocław wprowadził zakazy ruchu pojazdów ciężarowych. Funkcjonowanie warsztatu na Pięknej stawało się problematyczne. Trzeba było klientom załatwiać przepustki w Urzędzie Miasta, żeby w ogóle mogli do nas dojechać. Podobno niedługo zostanie wprowadzony całkowity zakaz dla pojazdów powyżej 18 ton. Sprzedaliśmy obiekty na Pięknej i wybudowaliśmy nową inwestycję. Jedna część już jest zrobiona, planujemy w kwietniu ruszyć z budową myjni bezdotykowej, na działce kupionej tuż obok. Będzie też dość duży parking dla ciężarówek. Parking już funkcjonuje, ale jest jeszcze za mało miejsca.
JD: – Żerniki znajdują sie na południe od Wrocławia, jak tu jest z dojazdem?
GJ: – Z punktu widzenia transportu i serwisu dojazd jest znakomity. Blisko znajduje się autostrada A4 i węzeł Wrocław Wschód. Niedaleko jest obwodnica na Warszawę. Będzie jeszcze południowa obwodnica.
JD: – Serwis zajmuje się własnymi pojazdami, czy zewnętrznych klientów?
GJ: – Kiedyś serwis został stworzony dla taboru własnego. Teraz 80 proc. napraw wykonujemy w pojazdach innych firm. Mamy pięć hal (stanowisk), w tym trzy kanały, jeden podnośnik 12-tonowy, jeden podnośnik 3,5-tonowy i jedną halę bez podnośnika i kanału. Na raz może wjechać pięć zestawów, ale przeważnie stoi osiem-dziewięć różnych pojazdów.
JD: – Czy jakaś marka pojazdów szczególnie często do was trafia?
GJ: – Jeżeli chodzi o nasz transport, zawsze jeździliśmy samochodami Renault, teraz zmieniamy markę na Scanię. Odebraliśmy już piątą Scanię. W serwisie naprawiamy wszelkiego rodzaju pojazdy, wszystkie marki, również przyczepy i naczepy. Muszę dodać, że naprawiamy bardzo dużo autobusów, można wręcz powiedzieć, że stanowią 60-65 procent. Owszem, technika jest podobna jak w ciężarówkach, ale wszystko jest dużo bardziej skomplikowane. Trudniejszy dostęp do silnika, skrzyni biegów, do instalacji elektrycznej, to jest wszystko schowane. Mamy jeden kanał przystosowany do autobusów, o kształcie litery T, żeby był łatwiejszy dostęp do skrzyni biegów, są w autobusach np. silniki leżące. Robimy autobusy od 10 lat, mało jest profesjonalnych warsztatów we Wrocławiu zajmujących się nimi. Klienci z autobusami sami nas odnajdują, najczęściej z Dolnego Śląska, gdzie funkcjonuje wiele linii regionalnych. Firmy, którzy mają 20-30 autobusów, potrzebują warsztatu.
JD: – Jakiego rodzaju naprawy robicie w serwisie?
GJ: – Mechanika przede wszystkim, diagnostyka, elektronika – nieduże rzeczy, wulkanizacja. Od maja ruszył serwis ogumienia, wcześniej go nie mieliśmy. Ten rynek jest jednak zepsuty totalnie, myślę o cenach opon. Mój zamysł jest taki, żeby robić jak najwięcej, jak najszerzej. Żeby klient przyjeżdżając do warsztatu, mógł naprawić w zasadzie wszystko. Nie robimy jeszcze blacharki i nie lakierujemy, ale jest to w dalszych planach, profesjonalne naprawy powypadkowe. Bo sporo jest klientów, którzy o to pytają.
JD: – Jak wygląda sprawa z pojazdami na gwarancji? GVO pozwala na naprawy poza ASO.
GJ: – Mamy tyle pracy, że nie próbujemy nawet zachęcić klientów z nowymi pojazdami. Nawet swoje nowe samochody obsługujemy w ASO, teraz bierzemy Scanie z trzy-, czteroletnimi pakietami serwisowymi.
JD: – Własny transport to jest ile zestawów i jakich?
GJ: – Mamy 22 zestawy, 23. niedługo. Wszystko plandeki, przewozy krajowe i międzynarodowe pół na pół. Jeździmy Polska – kraj docelowy – Polska, bez kabotażu.
JD: – Często w takich rozmowach słyszę narzekania na brak ludzi. Ma pan mechaników, kierowców?
GJ: – Nie mam problemu z mechanikami, to trzeba jasno sobie powiedzieć. Natomiast z kierowcami rzeczywiście występuje problem. Kierowcy chcą coraz więcej zarabiać, część powyjeżdżała do Anglii i innych krajów. Transport jest ogólnie nierentowny. Wynika to z wielu rzeczy, przede wszystkim z braku kierowców i ze stawek za transport. Francja wprowadziła przepisy odnośnie płacy minimalnej, Niemcy to samo, Austria, Włochy. No i pojawia się problem, skąd te pieniądze brać. Właśnie dlatego mamy tylko tyle zestawów. Rentowność jest tak niska w stosunku do tego, ile daje się od siebie, ile trzeba w to włożyć energii i wysiłku.
JD: – Rozumiem, że lepszy zarobek jest na serwisie?
GJ: – Oczywiście, że tak. Transportu jest bardzo dużo, a profesjonalnych warsztatów stosunkowo mało. Naprawy są dużo bardziej rentowne niż transport.
JD: – Czym zajmuje się serwis mobilny?
GJ: – Codziennie jest jakiś wyjazd do awarii, a to koło zablokowało, a to silnik przestał pracować. Robię to głównie dla naszych klientów, mamy kilkaset firm w bazie danych, obsługujemy je w pierwszej kolejności.
JD: – Dziękuję za rozmowę.
T&M nr 11/2017
Tekst: Jacek Dobkowski
