Zrobione w Polsce
Z Grzegorzem Handzlikiem, dyrektorem sprzedaży i marketingu Phillipsa na Europę oraz Michałem Oswaldem, dyrektorem fabryki Phillipsa w Polsce rozmawia Jacek Dobkowski.
Jacek Dobkowski: – Zakłady Phillipsa istnieją w Polsce od trzech lat, ale wasz teren działania to nie tylko nasz kraj i nie tylko Europa?
Grzegorz Handzlik: – Jesteśmy częścią dużej, globalnej, ale nadal rodzinnej firmy Phillips Industries. Firma znajduje się w rękach rodziny Phillips z Kalifornii. W Stanach, w największych ciężarówkach (segment 8) mamy 100-procentowy udział rynkowy w złączach elektrycznych. Bardzo duży zakład produkcyjny powstał w Meksyku. W Polsce zatrudniamy średnio około 200 osób, w zależności do sezonu. Jesteśmy odpowiedzialni, jeśli chodzi o sprzedaż i marketing za całą Europę i nie tylko. Będziemy dokonywać ekspansji na rynki Ameryki Południowej, Bliskiego Wschodu i Dalekiego Wschodu. Obecnie eksportujemy 70 procent produkcji.
JD: – Ale przecież jest bliżej do Ameryki Południowej z USA czy Meksyku, o którym pan wspominał.
GH: – Tak, tylko chodzi o system elektryczny, który funkcjonuje w Ameryce Północnej, 12-woltowy. My produkujemy elementy 24-woltowe, które pasują i do Europy, i do Ameryki Południowej, i do innych rynków.
JD: – Czy polscy kierowcy i przewoźnicy doceniają rolę złączy, przewodów?
GH: – To jest tak, jak z powietrzem, którym oddychamy. Gdy coś z tym powietrzem dzieje się nie tak, od razu to odczuwamy. Rozmawialiśmy z wieloma klientami flotowymi, wiemy że zwiększa się świadomość konieczności posiadania złączy bardzo wysokiej jakości. Na tle wartości całego zestawu ciągnik plus naczepa złącza są bardzo małym kosztem. Ale jeśli ze złączem coś się stanie, konsekwencje finansowe dla przewoźnika mogą być duże. Bo jeżeli przez złącze samochód stanie w trasie, a kierowca nie ma zapasowego złącza, które wymieni – nasze wymieniają się bardzo szybko – to rozmrozi mu się na przykład transport krewetek. Dlatego coraz więcej firm transportowych wyposaża swoich kierowców w zapasowe złącza.
Michał Oswald: – Myślę, że możemy to porównać do zapinania pasów w osobowym samochodzie. Kiedyś nie zapinaliśmy, dzisiaj odruchowo zapinamy, wręcz nie umiemy jeździć bez pasów. Nasze złącza to hamulce, oświetlenie i sprężone powietrze, czyli wszystko co wpływa na bezpieczeństwo.
JD: – Kolory stosowane przez Phillipsa w serii QS6 niewątpliwie ułatwiają posługiwanie się złączami. Czemu oznaczenie kolorami nie jest popularne w branży transportowej?
MO: – Może inni nie wpadli na ten pomysł? Przez wiele lat transport drogowy kojarzył się z brudnym zajęciem, taki stereotyp, więc i kable były czarne. Teraz czasy się zmieniły, kierowca jeździ w białej koszulce, albo w koszuli. Wyroby też się zmieniają, color by function Phillipsa to kolorowe przewody i gniazda.
JD: – Poza kolorami na czym polega rozwój waszych głównych produktów?
MO: – Przede wszystkim są to nowe konstrukcje wtyczek i gniazd. Zupełnie nowe podejście do jakości i do użytych materiałów. Linia QS6 została zaprojektowana od początku do końca tutaj, w Polsce, braliśmy pod uwagę ergonomię, materiały i odporność na eksploatację.
JD: – Co w praktyce zyskuje przewoźnik?
MO: – Myślę, że jest większa trwałość i pewność połączenia. Nasze złącza są odporne na wodę, na czynniki chemiczne, wysokie temperatury. Standardowe produkty są przystosowane do temperatur od - 20 do + 80 stopni Celsjusza, a QS 6 od - 40 do + 120, wytrzymają więc każde warunki. W obecnych zestawach zmniejsza się dystans między ciągnikiem a naczepą, do tego dochodzą spojlery, kwestia aerodynamiki. W tej przestrzeni kumulują się gazy, ciepło, podwyższona odporność na pewno się przyda.
JD: – Firma jest amerykańska, czy można powiedzieć, że zostały do Polski przeniesione amerykańskie wzorce organizacji, zarządzania?
GH: – Amerykanie mają swój sposób działania, wypracowany od lat. Pewne mechanizmy są niezmienne w całym Phillipsie, takie jak zasady kaizen, ciągłe doskonalenie i optymalizacja produkcji. Oczywiście wymieniamy się doświadczeniami, w obie strony. My czerpiemy z ich pomysłów, oni z naszych. Co jest bardzo ciekawe w naszej firmie, to sposób zarządzania – demokratyczny i motywujący. Nie ma takiej nakazowości, że musicie zrobić tak i tak, bo to działa przez 50 lat, możemy się wypowiedzieć, przedstawić swoje propozycje, podyskutować.
JD: – Czy w tej produkcji odczuwa się sezonowość?
MO: – To się zmienia, choćby przez COVID. Ostatnio odnotowaliśmy sezon latem, tradycyjnie jest to wiosna i późna jesień.
GH: – Na początku epidemii firmy zachowały się asekurancko, wstrzymały zamówienia, co wynikało bardziej ze strachu i niepewności, niż z faktycznego spadku zapotrzebowania na rynku. Potem nastąpiło wręcz nienaturalne odbicie w górę. W 2020 rok weszliśmy z nowymi produktami, z naszą polityką handlową i zdobyliśmy część rynku. Możemy pochwalić się, że w tym roku zwiększymy swoje obroty o co najmniej 50 procent.
JD: – Jakich nowych produktów możemy spodziewać się w najbliższym czasie?
GH: – Telematyka: geolokalizacja, zarządzanie naczepą, zarządzanie zużyciem paliwa i tak dalej. Wszystko co jest potrzebne z punktu widzenia kierowcy dla bezpieczeństwa i z punktu widzenia firmy do optymalizacji wykorzystania taboru. Taki system jest produkowany przez Phillips Connect Technologies. Owszem, systemy telematyczne są na polskim rynku, ale brakuje całościowych rozwiązań, obejmujących wszystkie aspekty. Nasz system jest modułowy, użytkownik może wykupić to, co go najbardziej interesuje. Będziemy starali się przystosować go do wymagań europejskich flot.
JD: – Elektromobilność puka do Unii, choć w ciężkim transporcie wydaje się, że będzie odsunięta w czasie. Co to może oznaczać dla Phillipsa?
GH: – Pracujemy już w tej chwili nad tym, jak będzie rozwijała się elektromobilność. Tak czy owak, ciągnik z naczepą trzeba będzie łączyć. Na pewno będziemy przygotowani do stawienia czoła elektromobilności, a może będziemy nawet jednym z liderów w branży.
JD: – Dziękuję panom za rozmowę.
T&M nr 10/2021
Tekst: Jacek Dobkowski
Add comment